Wczoraj mieliśmy nadzieję. Poszły
słuchy, że rebelianci wracają w stronę stolicy. Dodało nam to otuchy. Wydawało
nam się, że będzie dobrze. Przez głowę przeszła mi nawet myśl, że niepotrzebnie
chowaliśmy te wszystkie rzeczy, zarywając noc i narażając się.
Pracowaliśmy spokojnie, jak to w
piątki. Piątki zazwyczaj takie są. Zaczęliśmy zakładać gips dziecku ze złamaną
ręką, gdy za oknem zobaczyłam ludzi w popłochu. Rodzice zabierali dzieci i biegali we wszystkie strony w totalnej
panice. A my co? Stoimy nad 11-letnim chłopcem i zastanawiamy się co się
dzieje. Już są? Ilu? Czego chcą? Jeden z pielęgniarzy wyjrzał na zewnątrz i o
dziwo okazało się, że nikt nie przyjechał, że nic się nie dzieje.
Później ktoś przysłał wiadomość,
że jadą w tę stronę. Czekaliśmy niecierpliwie. Każdy starał się pracować, ale
jakoś nam nie szło. Byliśmy rozkojarzeni, niespokojni. Poszłam do Majki, której
labo jest wysunięte najbardziej w przód ze wszystkich pomieszczeń. Nagle
usłyszałyśmy warkot silnika.
- Myślisz, że to duży samochód? –
zapytałam momentalnie.
- Tak, na pewno. – odpowiedziała
Majka.
Po chwili naszym oczom ukazał się
motor, a po nim następny i jeszcze jeden. Za nimi biegli ludzie, kilkanaście
osób. Wieźli nieprzytomnego chłopaka. Zastanawiałam się czy to dzieło
rebeliantów czy raczej ofiara wypadku. Na szczęście okazało się, że to drugie.
Chłopak miał porządnie roztrzaskaną głowę, szyli go przez dobrą godzinę, ale wyjdzie
z tego.
W
tym samym czasie we wsi było słychać poruszenie. Przyjechali. Rebelianci
przyjechali! Siedzieli na komisariacie
policji i debatowali. Myślałam jednak, że pójdzie jak po maśle, że tylko
sprawdzają co się w naszej wsi dzieje. Po chwili jednak przyszedł mer, żeby
oznajmić, że Seleka dostała wiadomość, że na misji ukrywamy cztery rządowe
samochody! Cóż za paranoja!
Żeby załagodzić i może rozwiązać
jakoś tą sytuację, Papa poszedł do nich. Poszedł do 20 uzbrojonych rebeliantów.
Siedział u nich 15 minut, a my czekałyśmy na werandzie nie wiedząc co dalej.
Przecież wszystko może się wydarzyć… Na
szczęście wrócił cały i zdrowy. Wyjaśnił, że nie mamy żadnych rządowych aut, że
nie wiemy w ogóle o co chodzi. Wypytali go, sami tłumaczyli, że nie są tu po
to, żeby robić problemy, że chcą tylko się rozejrzeć, poznać tutejszą sytuację.
Tym razem trafiliśmy na
„grzecznych” rebeliantów. Tym razem.
Nasi afrykańscy przyjaciele znów
pokazali nam kim są. Podczas pierwszego poruszenia Oskar momentalnie kazał Zuzi
zamknąć aptekę, zgromadził nas razem i powiedział, że on tu zostaje, a nas
zabiorą do domu Normana. Postanowiłyśmy jednak zostać. Miejscowi już kilka dni
temu wyszli z inicjatywą pilnowania szpitala i misji. Nie śpią, patrolują
teren. Robią dla nas tak wiele, więc i my staramy się im odwdzięczyć pokazując,
że i nam zależy, bo jeśli wyjedziemy – oni, szpital, wieś, będą zrujnowane. Ze
swojej więc strony możemy pracować dalej i próbować nagłośnić całą sprawę, tak
jak robiliśmy do tej pory. Nie od nas zależy gdzie dotrą wiadomości o sytuacji
w Republice Środkowoafrykańskiej. Teraz to już zależy od was. Prześlijcie to
komu możecie. Powiadomcie wszystkich, których można. Poruszmy opinię publiczną.
To nie może zostać tak jak jest. Nie możemy już patrzeć na tę bierność. „Sara
be oko” – jak tu się mówi - stwórzmy jedno
serce, bądźmy jednym sercem. Poruszmy niebo i ziemię! Razem może się udać!
////////////////////
16:00
„Grzeczni rebelianci”? Jak się okazało, mimo rozmów, nie udało się
ich przekonać. Nadal utrzymują, że rządowe, czyli wrogie samochody są tutaj, że
to my stoimy za ich zniknięciem, że to my…
Dali nam trzy dni. Tyle czasu
mamy na oddanie samochodów i broni. Tak, broni także. Jeśli nie, będą z nami
rozmawiać inaczej.
Nie wiemy czego się spodziewać.
Nie wiemy ile warte jest ich słowo. Nie wiemy co będzie. Módlcie się za nas.
Potrzebujemy teraz cudu.
/////////////////
20:00
Cud się stał! Zaraz po kolacji
zobaczyliśmy duży samochód podjeżdżający pod bramę misji. „Mon pere! Mon pere!”
(proszę księdza!) – krzyczał ktoś. Przyjechali!
Przyjechali do nas, do domu, na misję! W mig wysiedli z auta i zobaczyłam dwóch
uzbrojonych rebeliantów idących w stronę drzwi. Poleciałam do pokoju po
saszetkę z dokumentami, żeby schować ją pod ubrania. Ela zaczęła z nimi
rozmawiać. „Proszę otworzyć!” – krzyknął żołnierz celując jej w brzuch. „Już,
już! Czemu do mnie celujesz?! Co ja ci mogę zrobić?!” – odpowiedziała. Trochę
go ten opór stłumił. Spokorniał. Dzięki Bogu.
Chwilę później dziesięciu facetów
z bronią rozsiadło się na naszym podwórku. Zaczęli wypytywać o samochody, o
dokumenty. Siedziałyśmy we trzy w salonie jak trusie i modliłyśmy się o cud. W
tym czasie Ela z Papą byli między nimi, pokazywali im auta, rozmawiali.
Słyszałyśmy tylko urywki. Tak bardzo chciałam, żeby to się skończyło. „Panie
Boże biczowany, uchroń nas od cierpienia. Panie Boże cierniem ukoronowany, uchroń nas.” – próbowałam.
Jak się okazało Papie brakowało dowodu
rejestracyjnego od auta. Jeden z rebeliantów wciąż krzyczał: „Dawaj dowód
rejestracyjny! Dawaj dowód!”. Papiery przeglądał drugi z nich. W ogólnym
zamieszaniu w końcu zapomniał sprawdzić tego dokumentu. Czyż to nie był cud?
Gdyby się zorientowali, mogliby stwierdzić, że to jedno z poszukiwanych aut –
rządowe, nie nasze. Zabraliby je, to pewne. Gratis pewnie dorzuciliby serię z karabinu.
Złość i broń zawsze sieją śmierć.
Mieli cały dzień na sprawdzenie
tych papierów, na wywiad, na przeszukanie, na wszystko. Jakimi są ludźmi, jakie
mają zamiary, że przychodzą pod osłoną nocy z bronią wymierzoną prosto w twój
brzuch? Odpowiedź na to pytanie będzie nam pewnie dane poznać już niedługo. Bo
odjechali. Nikomu nic się nie stało. Ale wrócą.
Nie chce nam się wierzyć, że tak nie będzie. Przygotowujemy się na
kolejne spotkanie. Niestety.
Dlatego jeszcze raz prosimy was
wszystkich, którzy tu dotarli, o modlitwę i rozsyłanie dalej informacji o RŚA.
Jak żyć w takich warunkach? Jak pracować? Coś musi dać się zrobić. Przestańmy
być w końcu obojętni! Nie mamy wyjścia. Musi nam się udać!
Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.
Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.
To przerażające.
OdpowiedzUsuńMyślimy o Was i pamiętamy w modlitwie.
Jesteśmy z Wami!!!
OdpowiedzUsuń... na facebooku coraz częściej widzę udostępnienie tego bloga - tą drogą trafiłam tutaj i to daje nadzieję na nagłośnienie tematu, bo skoro Ja tu dotarłam to trafią i inni). Myślami jestem z Wami i trzymam kciuki za Wasze zdrowie i bezpieczeństwo.
OdpowiedzUsuńŚwiat nie może być na to obojętny.
OdpowiedzUsuńŁączę się z Wami w modlitwie. Jezu ufam Tobie ! Ufam, że ich ocalisz i ześlesz pokój !
OdpowiedzUsuńMbi bala ala kwe, si mbi zya ala na maboko ti Nzapa. Lo inga kwe, lo inga anzoni be ti ala. Mbi sambela mingi ndali ti ala, si na mokonzi ti ala - Michel.
OdpowiedzUsuńSlavek
Sercem i modlitwą przy Was! Dziękuję, że piszesz!
OdpowiedzUsuńMyślami jestem z Wami
OdpowiedzUsuń