25.04.2013, będzie gorąco?


Nie wiem nawet od czego zacząć. Wice-mer z naszej wioski z własnej inicjatywy poszedł do Seleki, żeby ich tu sprowadzić, żeby tu stacjonowali, żeby tu „pilnowali porządku” (ha ha ha). Mieli przyjechać dzisiaj, jeszcze się nie pojawili. Znów wpadną pod osłoną nocy czy raczą łaskawie poczekać do rana? Będą siedzieć grzecznie i pozwolą na zapowiedziane pertraktacje czy od razu przejdą do tworzenia swojego ładu? Już zapowiedzieli nałożenie podatku na mieszkańców – na utrzymanie rebeliantów.

Chcą ściągnąć z lasu mera, że niby na rozmowy, że nic mu się nie stanie, że chcą coś ustalić. Na swoje szczęście (i życie) chłop się nie zgodził. Siedzi dalej gdzie siedział. On i 3,5 tys. innych mieszkańców naszej wioski (na 4 tys.!). To doskonale pokazuje skalę „spokoju”. Dzisiaj jeszcze więcej osób poszło w busz. A my czekamy jak zawsze.

Cholera, co to będzie?

Jeśli tak będzie, jeśli będą tu stacjonować to będą najpewniej mieszkać na opuszczonym komisariacie policji (drewniana stodoła). O ironio losu! Komisariat jest 100 metrów od misji…

Musi być dobrze. Musi być jakoś. Może nie są na tyle głupi by zniszczyć szpital? Przecież i oni chorują. Ludzie będą padać jak muchy. Już padają.

Może statystyki podają – kilkaset osób zginęło i to w stolicy. Niewiele. Czym by tu się przejmować? Ale to są tylko bezpośrednie ofiary tego konfliktu. Ile jest tych pośrednich?

Kilkuletnia Valeria jest chora. Znów. Matka w 7-mc ciąży decyduje się zabrać ją do naszego szpitala. Podczas przeprawy przez las kobietę kąsa wąż. Ostatecznie hospitalizowane są obydwie. Silne leki, wygrzebią się. Pierwsza, druga, trzecia doba. U obu jest poprawa. Czwartej nocy jestem wezwana do pilnego przypadku. Kobieta się wykrwawia. Krew z dróg rodnych cieknie jej ciurkiem. Na podłodze kałuże, miednica pełna krwi. Kroplówka - jedna, druga. Leki na krzepliwość – pierwszy i drugi nie dają poprawy. Dostaje trzeci lek, najsilniejszy, ostatnią deskę ratunku. Nie mamy już więcej pomysłów. Wpada we wstrząs. Ciśnienia brak. Dajemy leki reanimacyjne. Szukamy dawcy krwi. Znów Bóg działa – mąż kobiety ma tą samą grupę. Robimy transfuzję. Załapuje. Pojawia się słabe ciśnienie. Odzyskuje przytomność.   

Toksyna wstrzyknięta przez węża potrzebowała kilku dni by spustoszyć organizm. Cudem ją odratowaliśmy! Cudem! Gdyby mąż nie miał tej samej grupy, nie zdążylibyśmy nawet zbadać nikogo więcej. Umarłaby. Umarłaby i osierociła 8 dzieci. W tym małą Valerię.

Kilka dni wcześniej w lesie wąż ukąsił małego chłopca. Nie zdążyli nam go donieść. W jego małym ciałku trucizna rozeszła się szybciej. Nie zmarłby gdyby nie musiał spać w lesie, a nie musiałby spać w lesie gdyby nie musiał uciekać. Nie uciekałby zaś gdyby w kraju był spokój, jak kiedyś.

Ile jest takich ofiar? Ile jeszcze będzie?

Nasi pielęgniarze, którzy jak i wszyscy nocują w buszu zabrali ze szpitala trochę leków na malarię i opatrunków. Ludzie wiedzą gdzie oni pracują i pytają ich o pomoc. Dla wszystkich ta sytuacja jest taka trudna, taka cholernie trudna.

Módlmy się. Módlcie się. Musi być na to zło jakiś sposób. Musi. Boże…

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

1 komentarz:

  1. Cały czas z uwagę śledzę Wasze zmagania. Cały czas obejmujemy Was naszą modlitwą. Dzisiejsza Ewangelia przynosi słowa Jezusa
    "A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię”.
    Niech nasza modlitwa i Wasza wiara i chęć służby tym ludziom tam w Afryce da wielkie owoce. Niech Bóg ześle pokój na ten kraj, aby mógł się wreszcie zacząć normalnie rozwijać. Serdecznie pozdrawiamy. Zapewniając o naszej modlitwie. Bogdan

    OdpowiedzUsuń