Ostatnia niedziela w Bangui została
nazwana „krwawą”. Cywile i żołnierze z byłej armii byłego prezydenta
(skomplikowane) zaczęli walczyć o swoje, zaczęli bić się z rebeliantami.
Zginęło ponad 20 osób, jest wielu rannych, a to dopiero początek. Polscy księża
ze stolicy mówią, że cały czas słychać wystrzały z broni, zarówno ciężkiej jak
i lekkiej. Szkoły nie funkcjonują, nic nie funkcjonuje. Ludzie uciekają gdzie
mogą.
Inna rzecz, że przywódca nowej
partii, niejakiego Frontu Rewolucyjnego dla Demokracji zapowiedział walkę z
rządami obecnego prezydenta. Kolejny człowiek niezainteresowany dobrem kraju,
dobrem ludzi, a tylko własnym interesem.
Ponadto były prezydent, który już
wystarczająco namieszał w tym całym konflikcie, który już swoją dozę zła
dołożył do obecnej sytuacji zapowiedział, że wróci, że będzie walczył o dobro
swojego kraju. Nie dam rady z nimi wszystkimi… Chce wejść do kraju ze swoimi
oddziałami od strony naszej prefektury. Jeśli te informacje się potwierdzą,
rebelianci będą sobie robić bazy w najważniejszych miejscach regionu. W tej
sytuacji także i w naszej wiosce. Mamy więc kolejny powód do tym wytrwalszej
modlitwy.
A wracając do nas. Wczoraj, po
tych wszystkich wydarzeniach, wyklarował się nam dokładnie model życia jakie
obecnie prowadzimy. Polega ono na czekaniu. Czekamy na rebeliantów. Okres tzw.
„spokojnego czekania” przerywany jest kilkakrotnymi okresami „napięcia”, kiedy dochodzą
do nas słuchy, że są znów niedaleko, że się do nas wybierają. Krótkie okresy
„napięcia” przekształcają się znów w „spokojne czekanie”, aż nadchodzi moment
kulminacyjny, czyli „niespokojne czekanie” – kiedy są bardzo blisko, kiedy
przejeżdżają przez wioskę, kiedy w niej przebywają, aż do momentu ich
odwiedzin, który jest najbardziej męczący. Po ich wizycie przechodzimy w okres
„chwilowego uspokojenia”, aby na następny dzień wrócić do „spokojnego
czekania”. I tak w kółko – czekasz, przyjeżdżają, więc się denerwujesz,
odjeżdżają, czekasz… Ehh…
Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.
Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.
A czy Wy nie powinniście wrócic do kraju? Spokojnej nocy życzę.
OdpowiedzUsuńGrazyna1
Po przejęciu władzy przez nowego przywódcę ci - jak piszesz - rebelianci , to aktualne wojsko i żandarmeria Republiki Środkowoafrykańskiej ( a ci "źli" rebelianci to po prostu bandyci ) . Wcześniej czy później to właśnie ci żołnierze będą przyjeżdżać i do szpitala , i na misję , i być może będą stacjonować w miasteczku .( Bagandou to 4-tysięczne miasteczko , odpowiadające naszemu miastu powiatowemu ; "kodro" nie znaczy "wioska" , tylko "miejsce gdzie mieszkają ludzie" . ) Takie są aktualnie realia kraju , w którym jesteś wolontariuszem . Istnieje duże prawdopodobieństwo , że - jak zwykle w Afryce - żołnierze nowej opcji
OdpowiedzUsuńzażądają wydania sprzętu , albo samochodów , albo pieniędzy z kasy , albo jeszcze czegoś innego ... ( na szczęście szpital zbyt wiele tego sprzętu nie ma ) . Niestety , to jest stałe ryzyko takich instytucji w afrykańskich krajach równikowych . I albo trzeba się do tego przyzwyczaić , albo wyjechać - chroniąc własne zdrowie ( i fizyczne - malaria przy stresie ! , i psychiczne - ciągłe napięcie , o którym piszesz ) . Współczuję tego lęku , niepewności - i zmęczenia nimi ! Ale , niestety , wartość wolontariusza polega na jego skuteczności , a chory i permanentnie zestresowany - nie da rady być skuteczny . Afrykanie się podźwigną , przeżyją , wyleczą się , wyzdrowieją - również bez nas ! Zwłaszcza w tym kraju , gdzie "mutineri" ( rebelia ) ma miejsce przeciętnie co 3 lata od czasu uzyskania niepodległości... Jasne , że mamy szczere chęci , czujemy się odpowiedzialni za powierzoną nam populację , nawiązujemy piękną emocjonalną więź z Afrykanami ... Ale bez nas - oni sobie - jak zwykle - poradzą ! A trwanie w przewlekłym stresie - pracując ( pewnie lecząc równocześnie własną malarię ? ) może mieć fatalne następstwa dla Twojego zdrowia . Jesteś w Afryce dopiero 5 miesięcy , więc pewnie jeszcze masz siły . Ale na jak długo ? Oczywiście , że Ci współczujemy . Wciąż jednak jesteś tam wyłącznie na własne życzenie !
Życzę mądrych decyzji w Twoich wyborach .
To właśnie warto podkreślić.... na własne życzenie, Dobrowolnie jako dar z siebie dla drugiego człowieka.
UsuńPatrząc po ludzku może nam się wydawać to nawet i mało rozsądne, poświęcać swój czas, zdrowie, siebie dla obcych ludzi, narażając przy tym niejednokrotnie życie. Czy nie wygodniej i przyjemniej byłoby siedzieć sobie w kraju, pracować, zdobywać pieniądze, dobrze się bawić... To tak po ludzku..
A patrząc na to oczyma wiary czy to właśnie nie o takie działanie chodzi w nauczaniu Biblii... Czy to nie do takiej ofiary wzywa nas Pan Bóg.. Zaprzeć się samego siebie i iść za Panem.. codziennie tracić "swoje życie" pomagając innym a zyskiwać życie wieczne..
Jestem pełna podziwu dla Waszego działania. Cholernie zazdroszczę Wam odwagi, takiego prawdziwego dojrzałego męstwa i głębokiej wiary, bo w wierze opiera się takie działanie.
Chrześcijanin każdego dnia doświadcza że Pan Bóg zawsze jest przy nim, wystarczy tylko chcieć to dostrzec. Wy bardzo bliski trzymacie się Go za rękę i pokazujecie innym jak stabilną podporą jest Jego Dłoń.
Kochani z całego serca życzę błogosławieństwa Bożego, pomyślności w działaniach i przede wszystkim pokoju.
Dokładnie o to chodzi . Dobrowolny dar z siebie dla drugiego człowieka . To właśnie jest powodem dla którego ludzie ( - np. około 2500 Polaków ) wyjeżdżają na misje . By przez pewien czas być dla innych bezinteresownym darem .
UsuńNajciekawsze jest jednak , że dojrzałości , męstwa i głębi wiary doświadcza się będąc dopiero tam , bo w Polsce - przed wyjazdem - teoretyzuje się się tylko - podobnie jak ci wszyscy zachwyceni misjami .
Będę się za was modlić- na różańcu, codziennie. Matka się zaopiekuje. Odwagi, Pan Jest blisko nas. :)
OdpowiedzUsuńOdwołując się do poprzednich wypowiedzi nie mówię, że powinniście zostać czy też wyjechać. Jedna i druga możliwość może okazać się rozsądną i właściwą lub też nie. Wiem jednak, że rozważając te skomplikowane i trudne sprawy pod uwagę należy wziąć wiele czynników - po to Pan Bóg dał każdemu z nas wiarę - bo przecież ona jest łaską, wolną wolę, rozum. Decyzja należy do każdego z nas z osobna. Nikt inny nie będzie dźwigał za nią odpowiedzialności tylko my sami - każdy z osobna. Używajmy wszystkich darów otrzymanych od Boga! Niech Duch Święty oświeca wasze drogi i sprowadzi wasze kroki na drogę pokoju... w modlitewnej łączności.
OdpowiedzUsuńDziękuję za Wasze piękne świadectwo życia NADZIEJĄ i UFNOŚCIĄ-które bardzo łatwo odczytać, a Których tak bardzo brakuje dzisiejszym ludziom, sami chcą wszystko robić, sami uczyć się, sami planować, sami decydować... A przecież wystarczy tylko Jemu się oddać z tym wszystkim i zachwycać się tym jak On działa... Jezu ufam Tobie! +
OdpowiedzUsuń