30.05.2013

O kontr-rebelii dochodzą coraz to bardziej niepokojące słuchy. Niektórzy podejrzewają, że to wysłannicy byłego prezydenta. Niektórzy mówią, że są znacznie lepiej wyszkoleni i wyposażeni niż Seleka i ci ostatni nie mają z nimi szans. Nazywają siebie „wyzwolicielami narodu”. Szkoda tylko, że tutaj wszyscy siebie tak nazywają. Jak dojdą do Bangui znów zaczną się walki. I co z nich wyniknie? I kiedy w końcu pojawi się wyzwoliciel, który – jak sama nazwa wskazuje - wyzwoli kraj, a nie pogrąży go jeszcze bardziej? Kiedy?


P. stworzył na podstawie pamiętnika, którego fragmenty tutaj publikowałam tekst, który pocztą pantoflową dotarł w wiele miejsc - do gazet, ale i szefów Seleki… Obecnie jest poszukiwany. Dobrze, że wyjechał. W tym kraju nie ma już czego szukać. A wszystko to przez opisanie tylko kilku sytuacji, które wydarzyły się w Republice Środkowoafrykańskiej. A wszystko to przez powiedzenie prawdy. Prawdy!

Kilka dni temu odwiedził naszą misję rebeliant. Wszyscy, prócz Papy, byliśmy w szpitalu. Przyszedł sam jeden i poprosił o trochę pieniędzy, bo głodny... Broni nie miał, ale granatem się bawił. Dostał 2 tys. franków i grzecznie poszedł. Mówił, że jest z oddziału stacjonującego w stolicy i nie ma na jedzenie dla rodziny. Ciężki los rebelianta.

I jeszcze wniosek z pracy w szpitalu. Ponad połowa dzieci, które teraz leczymy, jest niedożywiona. Odkąd tu jestem, jeszcze tak złych statystyk nie było. Mleko terapeutyczne schodzi na potęgę i wciąż pojawiają się nowi mali pacjenci bez malarii, bez tyfusa, a właśnie z niedożywieniem. Niedożywieniem tragicznym – 2 letnie 5,5kg dzieci i 6-letnie ważące niewiele ponad 10 kg. Żebra nie wierzchu albo opuchlizna z głodu. Czy to efekt „złego prowadzenia”? Tak. Ale czy nie miała na to wpływu rebelia? Czy to przypadkiem nie są jej kolejne ofiary?

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.  

26.05.2013, mało ci było człowieku jednej rebelii?



No i mamy drugą rebelię. Kontr-rebelię. 400 ludzi z Republiki Środkowoafrykańskiej i Sudanu idzie ze wschodu kraju w stronę Bangui. Nie wiadomo kto im przewodzi i dzięki komu mają wyposażenie, ale jak zapowiedzieli: „wszystko wyjaśni się gdy dotrą do stolicy.” Jedno jest pewne – chcą walczyć z Seleką. I kolejne co wydaje się jasne – ludzie mają tutaj  już dość walk, gwałtów, morderstw, porwań (o tym jeszcze dziś wspomnę). Mają po prostu dość Seleki. I wcale nas to nie dziwi...

Można więc spekulować, że jeśli zwykli ludzie, pewnie młodzi mężczyźni, zaczną się do nich przyłączać, będą mieli szansę. I zacznie się prawdziwa jatka. Zacznie się prawdziwy opór. Rozpęta się walka z bronią w ręku, z bronią po dwóch stronach. Kto wie czy nie zacznie się wojna domowa?

Jezu, ufamy Tobie!

No i wracając do porwań. Nasza sławna już Seleka porwała ostatnio w Bangui dwóch Libańczyków (prowadzą oni w RŚA zazwyczaj dobrze prosperujące duże biznesy, są bogaci). Zażądali za nich po 30 i 25 mln franków (45 i prawie 40 tys. euro – bajońskie sumy!). Pieniądze dostali. Oddali ludzi bez szwanku.

I znów to samo pytanie. Wciąż i wciąż: w którym to wszystko zmierza kierunku? Co będzie dalej?

Jezu, ufamy Tobie!

A u nas w porządku. We wsi dość spokojnie. Ludzie śpią jedną noc w domach, a jedną w lesie. Seleka jeszcze nie nadeszła, chociaż chodziły słuchy o jakichś przechodzących w okolicy żołnierzy.
Szpital pełen ludzi. Operacje kilka razy w tygodniu – te planowane i ostatnio coraz więcej tych ze wskazań nagłych. Wyrobimy też normę transfuzji na ten miesiąc. Udało się okrężną drogą dostać ze stolicy trochę brakujących leków. Miejmy nadzieję, że na chwilę starczy.

Módlcie się o RŚA. Módlcie się o nas, prosimy. Ludzka ręka niewiele może w tym kraju zdziałać...

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.  


20.05.2013, krok bliżej do dna. Krok dalej od dna.


Byliśmy wczoraj popołudniu na mszy w wiosce Pigmejów oddalonej od nas o pół godziny jazdy samochodem. Nie wiem kiedy ostatni raz gdzieś wyjeżdżaliśmy, choćby na chwilę. Także ta krótka wyprawa była emocjonująca jak nigdy. Papa przed rebelią jeździł tam dość często. Teraz wszystko się pozmieniało. Biskup kazał zawiesić wszystkie działalności „w terenie”. Ale pojechaliśmy...

Msza odbyła się w tamtejszej ślicznej kaplicy. Ludzi była garstka – reszta mieszkańców siedzi w lesie. Rebelianci ich już odwiedzali, strzelali, straszyli. Tam właśnie zabili kiedyś jednego z Pigmejów, bo biegł, bo uciekał.

Pigmeje są ludźmi bardzo prostymi – żyją z dnia na dzień, zdobędą coś do jedzenia, zreperują swój szałasik. Nie zależy im na bogactwach i nie wiadomo czym jeszcze. Pracują ciężko fizycznie, by przetrwać. Są prości, ujmująco prości, prości w takim sensie, że można im tego tylko pozazdrościć.

I to właśnie tym ludziom, w żaden sposób niezamieszanym w politykę, przyszło uciekać przed rebeliantami.

Przypatrywałam im się. Siedzieli na ławkach w tych swoich obdartych ubraniach, niektóre dzieci tak jak je Pan Bóg stworzył. Czego oni są winni? Czego oni są winni?

Ludzie generalnie nadal siedzą w lesie. Jedni na chwilę wracają do domów, inni każdą noc od dwóch miesięcy spędzają w buszu. A w stolicy?

Miało się uspokoić – a no miało. Czy się uspokoiło? A no trochę. Nie licząc takiego na przykład incydentu,  który wydarzył się w parafii polskiego księdza w Bangui. Podczas mszy gdzieś bardzo blisko kościoła doszło do strzelaniny. W ruch poszły kałasznikowy i granaty. Wszystko trwało godzinę. Ludzie z okolicy w przerażeniu wbiegli do kościoła i położyli się na ziemi. To było tak blisko...

Później wszystko się uspokoiło i wyjaśniło. Okazało się, że Selekowcy chcieli zwędzić samochód, ale właściciele postanowili walczyć o swoją własność. Zginęło dwóch rebeliantów (Czadyjczyk i Środkowoafrykańczyk) i dwóch cywili. Są i ranni.

Ale, ale...

ONZ w końcu zaczyna się interesować RŚA – Specjalny Przedstawiciel Sekretarza Generalnego ONZ ds. Republiki Środkowoafrykańskiej – pani Margaret Vogt ( z BINUCA - Zintegrowane Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Budowania Pokoju w Republice Środkowoafrykańskiej) przedstawiła szczegółowy raport dotyczący aktualnej sytuacji w kraju. Wystosowała apel o pomoc do odpowiednich agend ONZ, ostrzegając że tak długo maltretowana, okradana, gwałcona i zabijana bezkarnie ludność zacznie w końcu karać bandytów na własną rękę. Dojdzie do samosądów (do których już dochodzi, ale jeszcze nie na masową skalę), a stąd niedaleka droga do wojny domowej.


Nie ma konkretnych decyzji, ale jest raport. Nie ma konkretnych decyzji, ale może w końcu coś się ruszy. Trzeba się modlić, żeby na pięknych słówkach się nie skończyło...

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.  

15.05.2013, Seleka welcome to! Kurde…


I stało się.

O 12:30 pytam się w szpitalu: „Przyjechali już?”. „Nie, nie. Nie ma ich. Może jutro.” – usłyszałam. Dosłownie dwie minuty później zobaczyłam zamieszanie – ci biegną tam, tamci w drugą stronę. "Oho! Są.” – pomyślałam. W rzeczy samej. Przyjechali na trzech motorach. Zapewniali o swoich pokojowych zamiarach, ale broń mieli. Jak zawsze… Rozmawiali w  pobliskiej szkole. Było kilka wioskowych osobistości. Powiedzieli, że Seleka to przeszłość, żeby ich już tak nie nazywać – oni są teraz regularnym wojskiem RŚA, co nie przeszkadza, by był wśród nich Czadyjczyk nie znający francuskiego, nie mówiąc już o sango.  Wielu ludzi przyszło posłuchać. Wygarnęli im nocne napady i strzelaniny. „Nie. Ton nie my.” – tyle skomentowali. Nikt się więcej nie sprzeciwił. Nikt się nie postawił. Na wszystko się zgodzili. No i mamy.

Mają przysłać oddział do wioski. Kilkunastu ludzi z Seleki będzie tu na stałe stacjonować. Super. Po prostu super!

Już nie trzeba będzie nocami pilnować szpitala, bo pilnowany był przed niespodziewanymi atakami bandytów. Teraz bandyci będą sobie spokojnie żyć kilkaset metrów od nas i pewnie jeszcze przychodzić na badania jak się gorzej poczują.

No to teraz nocne wypady do szpitala będą miały w sobie nutkę grozy. A co jak po drodze spotkamy jakiegoś zabłąkanego rebelianta? Bo oni to generalnie spokojni, generalnie pokojowi, tylko tak jak pisałam ostatnio – czasem gwałcik czy zabójstewko się przydarzy.

Do tego wszystkiego to mamy jeszcze do dołożenia informacje od znajomego Środkowoafrykańczyka o którym pisałam już kilkakrotnie. Nazwijmy go „P.” – będzie łatwiej pisać. No więc P. nic wskórać nie może. Mali i Syria – te konflikty dominują, my się nie liczymy. Organizacje humanitarne się wycofują, bo nie mogą dostać pieniędzy na pomoc Republice Środkowoafrykańskiej. Redukują etaty. Zostaną może jakieś garstki. A ludzie? Ludzie zostaną bez pomocy.

Na horyzoncie pojawia się coraz wyraźniej klęska głodu. W kraju bardzo niewiele się produkowało, teraz nawet tego nie ma. Wszystko dostarczane jest z Kamerunu, a i to nie działa zbyt sprawnie. Ostatnio bandyci zabili kierowcę ciężarówki, by zrabować towar. Teraz inni boją się jeździć i wcale nie dziwota.
Francuzi też zaczynają wypuszczać niepokojące komunikaty – żeby więcej nie przyjeżdżać, żeby wracać. I dzieje się to teraz, kiedy wydawałoby się, że najgorszy kryzys minął, że zdaje się być jakby spokojniej. Czy jest coś o czym nie wiemy? Czy tam  na szczytach władzy i wpływów szykują coś czego powinniśmy się obawiać? Bo takie wrażenie w ostatnich dniach w nas narasta…

Bo przecież jeśli wyjadą stąd wszyscy, którzy mogą i dojdzie do czegoś, do czegoś o czym myśleć nawet nie chcę to kto będzie krzyczał? Kto powie o tym światu? Znów wszyscy dowiedzą się, gdy będzie już za późno?

Jesteśmy już zmęczeni tą patową sytuacją. Nic nie idzie ku dobremu. Brak nowych wiadomości jest dość pozytywny, bo każda nowa wiadomość okazuje się być złą, gorszą lub jeszcze gorszą. Nie wiem czy Wy też odczuwacie znużenie czytając bloga, ale nadal musimy Was prosić o modlitwę. Nie ma ludzkiej siły, która mogłaby tu zadziałać. Nie ma. Może wybory byłyby tym impulsem, który by coś zmienił, coś poruszył, ale czy i kiedy się one odbędą tego nie wie nikt. Ostatnie wybory, w czasach spokoju były przesuwane trzy razy! A teraz? Kto zrobi spis ludności kiedy wszystkie dokumenty są spalone? Kto pojedzie na najbardziej niebezpieczną północ i przede wszystkim kto przyjdzie głosować, kiedy ludzie są tak przerażeni? A nawet gdyby, nawet gdyby odbyły się w terminie to jak tu przetrwać te dzielące nas od nich 18 miesięcy? 




Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

13.05.2013, Seleka welcome to?


Na pojutrze – 15.05. zapowiedziane jest w naszej wsi spotkanie z rebeliantami. Wrócił pomysł ich stacjonowania tutaj. Zobaczymy na ile się to sprawdzi i jakie będą tego dla nas konsekwencje. Szczerze mówiąc niekoniecznie chciałabym ich znów tutaj widzieć.

W szczególności, że jak okiem sięgnąć zarzekają się, że są grzeczni, że jest spokój. Papa był dziś w wiosce niedaleko nas, w stronę Bangui. Tam stacjonują już od dawna. Zgwałcili dzisiaj Pigmejkę w zaawansowanej ciąży – jeden trzymał jej przy głowie karabin, a drugi się „zabawiał”. Tego ostatniego odesłali do najbliższej większej bazy. Czy mu coś zrobili? A kto to wie?

Czyli tak – generalnie są grzeczni, czasem tylko jakiś mały gwałcik czy zabójstewko im się zdarzy...

I tak tu będzie – bo nadal są całkowicie bezkarni. Nie znają się, nie czują się braćmi w boju, nie widzą odpowiedzialności za kraj i ludzi. To po prostu zgraja bandytów stąd, Sudanu i z Czadu, która chce wykorzystać swoje 5 minut i nachapać się jak najbardziej. Są bezkarni i tacy pewnie pozostaną. Nasz znajomy Środkowoafrykańczyk o którego liście pisałam kilka dni temu przebywa obecnie we Francji. Rozmawiał tam z ludźmi, którzy mogliby ewentualnie coś w kwestii tego kraju zrobić, ma zamiar pojechać również do Genewy do siedziby agend ONZ. Co się do tej pory dowiedział?

A no, że wszystko ładnie pięknie, że współczujemy, ale… (usłyszał to wprost) jest za mało ofiar śmiertelnych (!), więc nic robić nie będą. To nie jest jakiś tam zwykły człowieczek ze wsi obok nas. To wykształcony i wpływowy człowiek, związany uprzednio z prawodawstwem w RŚA. Więcej nie będę pisać, by go nie narażać.   

Jest to więc kolejny dowód na to w jakim kierunku idzie ten świat. Boże, już całkowicie zepsuliśmy to, co chciałeś stworzyć. Ile jeszcze będziesz miał do nas cierpliwości?

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

9.05.2013


Wczoraj do pracy nie przyszedł nasz chirurg. Powód? Znów poszła fama, że ma przyjechać Seleka, że mają sprawdzać dom po domu. Bał się…

W poniedziałek do wioski 90 km od Bangui  przyjechali rebelianci. Cel: rozbrojenie zbójów. Nikogo nie znaleźli. Efekt: zginęły dwie osoby, kilkadziesiąt jest rannych, spalono 27 domów. Nielogiczne? Tak, ale prawdziwe.

Wczoraj wieczorem tuż obok parafii polskich księży ze stolicy przyjechali Selekowcy, żeby sobie pograbić. Sąsiedzi zaczęli tłuc w garnki, żeby ich spłoszyć. Proboszcz kazał bić w dzwony. Pół godziny później tłum ludzi z maczetami stał pod kościołem. „Proszę księdza! Co się dzieje?! Przyjechali? Gdzie są?!” – pytali. Nic się nie działo. U nich nie byli. Bili w dzwony, żeby zrobić jeszcze większy huk.

Po chwili mieszkańcy się rozeszli. Postawa takich ludzi buduje, daje siłę do trwania. My nie zostawiliśmy ich samych, oni nas też nie.  

Kilka dni temu episkopat wystosował oficjalny list do prezydenta. Pytali ile jeszcze ta sytuacja będzie trwać? Jak długo można czekać z reakcją? Dlaczego nie potępia tego wszystkiego? Jak długo będzie milczał w sprawie wszystkich okrucieństw, które dotykają populacji już od 12. grudnia?! Co jeszcze musi się wydarzyć? List pozostał bez odpowiedzi. Ciekawe czy w ogóle dotarł tam gdzie powinien.

Teraz wydaje się, że może ktoś w końcu coś zrobi, że może bogata północ zainterweniuje, że wróci poprzedni prezydent. Zaczęli współczuć? Skądże by znowu. Po prostu wielu osobom nie na rękę będzie przekształcenie RŚA w republikę islamską. Nie mieliby dostępu do tutejszych bogatych złóż. Dlatego, dla swojego interesu, może ktoś zacznie robić cokolwiek. Nie dla ludzi, dla siebie i swoich wpływów. No lepsze to niż zostawienie bezbronnych na łaskę „wybawicieli”.

Bo ci „wybawiciele” nadal kradną, nadal zabijają i gwałcą. W stolicy nie ma dnia, żeby ktoś nie zginął.

Czy mamy się zacząć przyzwyczajać do tego braku reakcji? Czy tak ma wyglądać życie tutaj? Bo my jakoś nie potrafimy pogodzić się z tym, że nic się z tym nie robi. Ale świat się już przyzwyczaił… 


Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

6.05.2013


Dziś przyjechał do nas proboszcz z parafii z Bangui, Polak. To chyba pierwsza przeprawa na tej trasie dokonana przez białego od czasu wybuchu rebelii. Dzięki Bogu dojechał cały i zdrowy. Wziął sobie za kierowcę znajomego Czadyjczyka i dojechał. Na każdej z 5 barier Seleki facet pogadał trochę po arabsku, tu dał papieroski, tam tysiąc franków i dojechali. Dojechali. Na szczęście…

Proboszcz mówił, że w stolicy, tak jak pisałam, jest spokojniej. Nie zasypiają już przy dźwiękach wystrzałów, ale wszystko jest zrujnowane, niełatwo jest o dostęp do niektórych rzeczy. „Europejskie” zakupy da się zrobić – supermarket działa, bo właściciele zapłacili haracz za ochronę. Każdy wyjazd w miasto jest jednak ryzykowny – nie wiadomo w końcu kogo spotkasz na trasie.

Przez liczne kontakty udało się dostać kilka podstawowych leków, których nam brakowało. Ceny windują w górę (na diazepamie na przykład, który zmuszeni byliśmy kupić w zwykłej aptece, bo w hurtowniach jest niedostępny przebitka była o 1000 % !!!), to fakt, ale czasem nie ma wyjścia.

Pytamy się jednak – jak długo ta sytuacja będzie jeszcze trwać i kiedy wróci choćby namiastka normalności? Kiedy będzie można bez strachu o swoje życie pojechać do stolicy? Kiedy będzie tak jak było przed rebelią? O niczym więcej nie marzymy…

W szpitalu nadal odczuwamy skutki strachu przed Seleką. Piątki, które często bywały tak spokojne, ostatnio takie nie są. Nie wiemy za co się zabierać – tyle jest pracy. Wciąż i wciąż ktoś umiera. Dziś 6 maja, a my mamy na koncie 12 transfuzji od początku miesiąca. Wracają pacjenci, którzy dwa tygodnie temu uciekli w las podczas wizyty rebeliantów. Niestety często jest już zbyt późno – tak jak w przypadku 5-letniej Soni, która zmarła dziś rano. Zabiła ją niewyleczona malaria. Mimo toczenia krwi zmęczony organizm nie dał rady.

Chroń Panie nas wszystkich.
Chroń tych, którzy śpią w lesie.
Chroń tych, którzy w strachu śpią w swoich domach.
Chroń dzieci.
Chroń od węży.
Chroń od malarii.
Chroń od rebelii.
Amen.

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

1.05.2013, wyrwali mi serce


Dostaliśmy dwa dramatyczne listy. Jeden od polskiego misjonarza ze wschodu RŚA, drugi od znajomego, który przedostał się do Kamerunu, by ratować swoje życie (ze względu na jego bezpieczeństwo nie podajemy więcej danych).

Polski franciszkanin z misji wysuniętej najbardziej na wschód donosi, że tamte rejony razem z północą kraju znajdują się pod okupacją muzułmańską. Kościół katolicki jest pierwszą ofiarą ataków. Do naszego misjonarza rebelianci przyjeżdżali trzy razy. Zabrali wszystkie samochody, całkowicie zablokowali miasto. Kończą im się zapasy żywności, pod koniec miesiąca zabraknie im hostii do odprawiania mszy. Wycofały się wszystkie organizacje humanitarne. Są po prostu odcięci od świata.
Północ ma się nie lepiej. Są to tereny atakowane od początku grudnia. W trzech tamtejszych diecezjach nie ma już żadnego samochodu. Wszystko zgrabili. Biskupi musieli uciekać, bo grożono im śmiercią. Mury ich siedzib stoją puste.
Równocześnie nuncjusz apostolski w Bangui prosił wszystkie wspólnoty o to, żeby zostały, bo to jedyny sposób na opór jaki można stawić muzułmanom. Coraz trudniejsze są te decyzje. Coraz więcej modlitwy potrzeba.


Środkowoafrykańczyk od którego dostaliśmy drugi list przesłał nam swój „pamiętnik” z ostatnich 8 dni  pobytu w stolicy.

W poniedziałek 22.04.  żołnierze Seleki przyszli do Ledgera - największego hotelu w stolicy (a obecnej siedziby tego czegoś nazywanego władzą), aby dopominać się o pieniądze. Zaczęli strzelać i w ogólnej panice zatratowano 5-letnie dziecko.

W jednym z miast ludzie stawili opór, gdy rebelianci chcieli ukraść materiały na budowę szkoły. Otworzyli ogień do cywilów. Zginęło 30 osób, 50 jest rannych. Spalili 450 domów.

Ludzie w strachu przed nocnymi atakami chowają się w szpitalach. Stanowią one azyle, schronienie na ciemną noc. Rankiem wszyscy wracają do domów, a raczej tego czegoś co z nich pozostało.

„Wyrwali mi serce. Zabili mi Nicolasa. To są dzicy, barbarzyńcy. Zabiorę ciało do Ledgera. Niech mnie prezydent pochowa z moim dzieckiem” – te dramatyczne słowa usłyszał w słuchawce telefonu autor listu. Wypowiedziała je jego siostra po zastrzeleniu jej 12-letniego syna w Bangui, gdy wracał do domu z katechezy.

Nie ma dnia bez morderstw, napaści, gwałtów, linczów, kradzieży. Władza nic nie robi. Ich niemoc przeraża. Seleka kradnie na oczach wszystkich, w biały dzień, a nikt nic nie robi, już nikt niczego nie kontroluje. Wszyscy żyją w ciągłym lęku.

Ludzie biznesu, ministrowie, wszyscy boją się rebeliantów. Jedynym sposobem by zabezpieczyć swoje mienie jest płacenie im za ochronę. Jedni dają 17 tys. euro miesięcznie za trzech żołnierzy, inni 7 tys. euro mc, jeszcze inni 3 tys. euro dziennie (!). A co na to premier? Prezydent? A no tłumaczą się, że nic nie mogą zrobić, bo sprawcy tego wszystkiego to nie Seleka, to bandyci, nie da się ich opanować, nie mają szefów, nie mają dyscypliny. Najprościej w ten sposób.

„Nic nie zapowiada końca tego koszmaru, tego chaosu nie do opisania…”

Bo niby jak ma to się skończyć? Kto walczy o ten kraj? Komu zależy? Bum na Republikę Środkowoafrykańską, na tą rebelię, bum który przez chwilę był w mediach minął. No bo ile można pisać, że wciąż kradną, że wciąż zabijają, że wciąż gwałcą? To się po jakimś czasie zaczyna robić nudne, przestaje wiać sensacją, trzeba zmienić temat. A oni wciąż kradną, zabijają i gwałcą! W Bangui niby jest troszkę spokojniej. Dlaczego? Bo już zgrabili to co było do zgrabienia.

I nikt nie wie co będzie. Może prócz kilku wysokich urzędników państwowych, których skandaliczną rozmowę autor listu usłyszał w kawiarni w Kamerunie (cytat): „Wymuszenia Seleki nie powinny nas teraz obchodzić. Najważniejsze żebyśmy my przetrwali. Czas zmusi białych żeby nam dać te środki których na razie wahają się nam udzielić. To oni się przejmują problemem prawa i życia innych ludzi. Zobaczycie, nie zniosą tego chaosu i sami wrócą żeby z nami negocjować.”

Sami oceńcie: tak mówią jedyne osoby, które mogłyby coś zmienić. Tak mówią ludzie, którym z racji urzędu powinno zależeć! Do czego ten świat zmierza? Gdzie zamierzamy tą drogą dojść?

Wszyscy wiedzą o tej sytuacji. Na ostatnim szczycie międzynarodowym w Czadzie, na którym obecni byli przedstawiciele Unii Afrykańskiej, Wspólnoty Krajów Afryki Środkowej, Unii Europejskiej, ONZ, Stanów Zjednoczonych, Francji i RPA, wysłuchali oni szczegółowego raportu premiera o tutejszej sytuacji. Wszyscy jak jeden mąż ubolewali nad dramatem Republiki Środkowoafrykańskiej. Wszyscy wiedzą. Wszyscy ubolewają. I co? I co? I nic! Prezydent Czadu powiedział, że RŚA jest jak „otwarta rana na sercu”. I co? I ta rana krwawi dalej. I ten kraj się wykrwawi. Może wtedy ktoś coś zrobi, może wtedy ktoś podejmie jakąś decyzję.

Dlatego tym bardziej potrzeba nam modlić się o pokój. Ludzie są zmęczeni. Wszyscy. Zmęczeni i zniechęceni.

A końca tego wszystkiego jak nie było tak nie ma.  

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.