9.10.2013, Kule lecą, poszukiwania trwają

Nie mogę wszystkiego pisać. Nie mogę. Musimy pozostać w wersji: Spokój jest. Jest super. Nie ma co się martwić! Nic by dodatkowe zmartwienia ludzi z drugiego końca świata nie pomogły. Musimy się wszyscy dużo modlić o Środkową Afrykę, bo ona tej modlitwy bardzo potrzebuje. Ona, wszyscy mieszkańcy i na końcu także my.

Wyjeżdżając ze stolicy, włoscy misjonarze zostali zatrzymani przez Selekę na szczegółową kontrolę. Tak dokładne przeszukiwania jak teraz, do tej pory w stosunku do białych się nie zdarzały. Misjonarze mieli pretensje. Rebelianci pozwolili im odjechać po czym puścili się za nimi na motorach i ostrzelali ich. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale samochód już do niczego się nie nadaje. Bóg czuwa.

Do nas napłynęła „prośba” o oddanie miejscowej Selece trochę paliwa, bo mają samochód (ciekawe komu został wcześniej ukradziony?), a benzyny nie. Papa powiedział, że może im owszem, ale odsprzedać bidon. Zobaczymy jak się to dla nas skończy. Na razie ucichło.

A wieść całkiem świeżutka, bo z dzisiejszego poranka: w jednej z okolicznych wsi, gdzie mieszka nasz pielęgniarz Jasiu, został zastrzelony były żołnierz FACA. Był zupełnie bezbronny. Dostał 6 kulek. I po człowieku.

Nie mamy wyjścia. Musimy trwać w wierze, że będzie dobrze, że będzie tak, jak Bóg dla nas zaplanował, bo tylko On wie, co dla nas najlepsze.

Jezu, ufamy Tobie!
Jezu, ufamy Tobie!

Jezu, ufamy Tobie!


Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

30.09.2013, Gadanie, gadanie...

Ostatnio zebrała się rada bezpieczeństwa ONZ w sprawie Republiki Środkowoafrykańskiej i kilku innych krajów. Był więc ONZ, był prezydent Francji, były słowa potępienia dla działań i wydarzeń w RŚA. Największym skandalem okazało się, że wysłano żołnierzy, którzy mieli rozbroić Selekę (pamiętacie to jeszcze? Patrząc na mieszkających obok nas rebeliantów niezbyt im się to udało), a skończyło się na tym, że Seleka rozbrajała ludność cywilną, która posiadała broń rzekomo podarowaną im przez byłego prezydenta. Tego wydarzenia, idealnie pokazującego porządek i spokój panujący w tym kraju, najbardziej nie mogli przeżyć.

Ma zostać również dosłanych 2 tys. francuskich żołnierzy, którzy mają działać pod egidą ONZ. Historia jednak nie jeden już raz pokazała, że oprócz jeżdżenia po mieście i pokazywania się, że się tu jest, oddziały takie nic więcej nie robią, a nadal dzieje się, co się ma dziać.

Słychać też głosy o tym, że wielcy tego świata obawiają się „somalizacji” kraju i powstania w RŚA „sanktuarium terroryzmu”. Kto nie wie co to oznacza – islamizacja, wojna domowa trwająca od prawie 30 lat... No to z przykrością musimy odrzec, że określenie to idealnie pasuje do północy naszego kraju. Obawiajcie się dalej.

Bandyci okradli znów misję katolicką leżącą w części kraju graniczącej z Kamerunem. Zabrali samochód i pieniądze. Potem napadli też na ich sąsiadów, kneblując i przywiązując jednego z księży. I co? No nic.

A wracając do naszego wiejskiego zaścianka. Kilka dni temu z samego rana dotarł do naszego szpitala pan rebeliant zwijający się z bólu oraz jego kompan z bronią. Ten pierwszy okazał się być ofiarą wypadku motorowego, który sam spowodował. Miał poharatane plecy, klatkę piersiową i naciągnięty bark. Wszyscy skakali koło nich jakby mieli zaraz zejść z tego świata. Ludzie się boją. Jak się nie bać, gdy kartą przetargową jest kałasznikow? Oczywiście pieniędzy ze sobą żadnych nie mieli. Niby po co? Broń jest. To wystarczy.




Boże, spraw cud...  



Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

19.09.2013

Co by Wam tu napisać? Nie bardzo jest co. My pracujemy normalnie i udajemy, że wkoło nic się nie dzieje. Wszyscy tak udają. Słyszymy, że na północ od nas zabili ludzie, że spalili wioski, nawet zdjęcia są w Internecie. Słyszymy, że muzułmanie biją chrześcijan i na odwrót. Słyszymy, że Seleka kazała zapłacić 300.000 franków szefowi wsi obok za zniewagi. Słyszymy, że Francja chce znów poprzeć byłego prezydenta. Różne rzeczy słyszymy, a potem niezmiennie mówimy przez Skypa:


Nie no. Spokój jest. Jest super. Nie ma co się martwić!”



Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

3.09.2013, zostać czy uciekać?

Pracujemy sobie w szpitalu spokojnie. Czasem tylko Seleka zjawi się na jakąś kontrolę. Rozniosło się – przychodzą już nie tylko „nasi” chłopcy, ale przyjeżdżają też z wioski obok (ci z ekipy odpowiedzialnej za wcześniejsze nocne strzelaniny i odwiedziny misji przy blasku księżyca). Może dzięki temu, jakimś Boskim cudem, zrozumieją, że jeśli nas ograbią to sami nie będą się mieli gdzie leczyć? Chociaż w przypadku innych szpitali takie myślenie nie zadziałało. Nie mogą się nawet leczyć w ponownie działających państwowych szpitalach, bo jak tylko personel widzi zbliżających się rebeliantów to w mig zostawia wszystko i ucieka... Sami do tego doprowadzili.

Tak. My pracujemy spokojnie, a na północy ludzie zbuntowali się zmęczeni tym wszystkim co wyprawia Seleka. Doszło do walk. Cywile oczywiście nie mieli szans. Byli ranni, zabici, a w odwecie „wyzwoleńcza” armia Seleki najpierw ograbiła co się dało, a potem spaliła całą wioskę - 1500 domów! Wyzwolenie o jakim każdy z nas po nocach śni.

Generalnie mieszkańców naszej wsi można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ludzie, którzy w ramach prewencji, jak tylko usłyszeli, że rebelianci mają zostać na dłużej, wynieśli się do lasu i nie wychodzą z niego od co najmniej 3 tygodni. Biorą oni pod uwagę opcję, że jeśli Seleka nadal będzie grzeczna, spróbują wrócić do swoich domów. Drudzy, czyli reszta, to Ci, którzy odważyli się jeszcze nie uciekać. Czekają, wyczekują, w pełnej gotowości, cały dobytek pod ręką, czekają czujnie, żeby czmychnąć jeśli tylko grzeczna Seleka przestanie być grzeczna.

Kraj zamarł. Wszystko stoi w miejscu. Stagnacja. Bardzo chciałabym dodać jeszcze słowo:stabilizacja, ale nie byłoby ono zgodne z prawdą.


Wybory mają odbyć się za 18 miesięcy. Czy za 18 miesięcy kraj ruszy do przodu? Coś? Cokolwiek? Chociaż odrobinę? 

27.08.2013, Opowieści z krainy Seleki

Poranna wizyta trwała do 9:00 – to znak, że szpital się zapełnia. Mamy ponad 30 pacjentów, większość to zaniedbane, często skrajne zagłodzone dzieci. Co drugie na dzień dobry wymagało transfuzji. Jedne po kilku dniach zaczynają zbierać się do życia, z innymi rodzice przychodzą zbyt późno. Na sali intensywnego nadzoru leży 45-latek po operacji przepukliny. Szybko zdecydowaliśmy się na zabieg, bo jego życie było zagrożone. Już jest dobrze. Za kilka dni wyjdzie do domu.

Po wizycie Ela zaczyna rejestrować nowych pacjentów, a ja czasem pomagam jej przygotowywać leki. Dzień w dzień to samo.

Nie dziś.

Tak jak można było się spodziewać, rebelianci też ludzie i chorować muszą. A gdzie się leczą chorzy ludzie? W szpitalu właśnie. Zapraszamy więc w nasz urozmaicony od dziś świat.

Przyszło dwóch. Środkowoafrykańczyk był w pełnym umundurowaniu (bez broni), a Czadyjczyk w cywilu. Ten pierwszy uprzejmy, ten drugi gbur. Ten pierwszy miał ze sobą 1000 fr, ten drugi nie miał nic, bo niby po co?

Nasz chirurg dał radę i ich skonsultował, pielęgniarze dali radę i zrobili im zastrzyki. Za leki wyszło oczywiście więcej niż 1000 fr, ale co było robić? Nie dasz im? Nie wiesz jakie to może mieć konsekwencje. Przecież nie narazisz życia dla kilku papierków.

Także zadowoleni panowie wrócili do swojej bazy z kompletnym leczeniem. Nie omieszkają pewnie przekazać kamratom, że jak chcesz, dostaniesz w tym szpitalu leki za darmo.



Wstajesz rano, jesz śniadanie, idziesz do pracy, rozrabiasz syropek dla swoich małych pacjentów, a tu wchodzi rebeliant. Ot, taki zwykły dzień w krainie Seleki.




Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

20.08.2013, kontr-rebelia i nasi nowi sąsiedzi – dziewięciu chłopa z bronią

No optymistycznych informacji nie mam (a były kiedyś?). Jest kontr-rebelia. Od północy idą poplecznicy byłego prezydenta. Są i będą bitwy z Seleką.

W stolicy też się piorą. Cały dzień coś się działo. Są to jednak „tylko” wewnętrzne starcia między
kilkoma grupami Seleki – jedni chcą drugich wywalić z miasta.

Generalnie stabilizacja poszła się paść. Już teraz nie marzymy o tym, by coś poszło w dobrym kierunku. Teraz to chcemy, żeby chociaż zostało tak jak jest.

Chodzą też słuchy, że Francja ma zamiar poprzeć byłego prezydenta, choć była na niego bardzo cięta. Dobrze było jak było – kraj się nie rozwijał, korupcja była i RŚA miało zaszczytne 10. miejsce w „rankingu państw upadłych”. A teraz? Miło by było gdyby się tak nie rozwijał jak jeszcze przed rokiem, gdyby była taka korupcja jaka była i byłoby to wielce wskazane, gdyby nadal był na tym swoim 10. miejscu. Dlaczego? Bo z tego biednego kraju nie zostało już nic, cofnął się w rozwoju, upadł na samo dno, każdy kto tylko ma ochotę, robi sobie tu co mu się żywnie podoba, a w rankingu pewnie podskoczymy do ścisłej czołówki. Kto wie czy nie wylądujemy w tegorocznej edycji na podium?

Zastanawiam się tylko z czego nadal będzie się utrzymywać armia Seleki, a czego będą do przeżycia potrzebować nowi rebelianci? Bo drodzy panowie, z całym szacunkiem, ale kraść już nie bardzo jest co.

I tak sobie będą łupić i mordować i gwałcić. Mogą, to czemu nie? Ludzie i tak się nie poskarżą, bo niby komu? Policji ni ma, wojsko = Seleka, pomoc zagraniczna – no raczej nie. A media nadal będą milczeć, bo wciąż za mało ludzi zginęło (aby przykuć uwagę wymagana jest 6-cio cyfrowa liczba), wciąż te mordy jakieś zbyt mało dla nich „atrakcyjne”.

Przecież to w końcu tylko kolejna wojna gdzieś na drugim końcu świata.



No takie rzeczy napisałam do wczoraj. Ale wolałam to nasze wczoraj niż dzień dzisiejszy. Jak gdyby nigdy nic, po raz kolejny samochód wypakowany Seleką przyjechał tej nocy do wsi. Przyjęliśmy to bez wzruszenia. Do czasu.

Koledzy Seleka zostają na dłużej. W końcu spełniają swoją obietnicę sprzed kilku miesięcy i zakładają swoją bazę w naszej wsi, kilkaset metrów od nas, na byłym komisariacie. Jakże więc wspaniałych mamy sąsiadów – 9 chłopów z bronią. 9 chłopów, którym wolno wszystko. 9 chłopów, których trzeba będzie wyżywić i dopieścić, bo oni tu w końcu „ciężko pracują”. Także czekamy na jakieś pierwsze odwiedziny po rozłące.

I znów się zaczęło. Wróciło uczucie z początku rebelii. Wrócił ten wewnętrzny ścisk. Wróciła ta niepewność odnosząca się do przyszłych chwil. Czy będą zastraszać? Czy będą terroryzować? Czy będą zabijać? Czy będą kraść? Czy...?

Czy znowu mam chować komputer każdego dnia? Znowu trzeba będzie opracować plan, schować leki, zaglądnąć gdzie są klucze i czy mamy jakiś bidon z paliwem na „wszelki wypadek”?

Już byliśmy przyzwyczajeni. W tej nienormalności wytworzyliśmy naszą względną normalność i tak próbowaliśmy trwać.

Ludzie zaczynają wynosić się do lasu. Wszystko wraca...

Ela powiedziała na koniec bardzo optymistycznie, że tam, gdzie Seleka zostawała na dłużej, mieszkańcy misji prędzej czy później musieli być albo ewakuowani albo wyjeżdżali dla własnego bezpieczeństwa. Tak generalnie.


My jesteśmy. Jeszcze. Jak długo?



Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

15.08.2013, powrót na stare śmieci

Wracamy w tryb pracy. Ruszyliśmy ponownie ze szpitalem. Było już otwarcie pourlopowe, ale dni mijają spokojnie. Ściany wymalowane, sale posprzątane, blok operacyjny odświeżony, zostały ostatnie poprawki.

A co się działo w Republice Środkowoafrykańskiej przez ten miesiąc? To samo co zawsze – napaści, gwałty i morderstwa. Taka nasza miejscowa norma. Seleka zabiła kilka osób, bo znaleźli przy nich koszulki z podobizną byłego prezydenta. O dziwo nie zastrzelili ich na miejscu, ale odwieźli na ubocze i tam podcięli gardła, żeby nie ściągać na siebie uwagi FOMAC-u.

Dyrektor Caritasu też oberwał. Został postrzelony w udo, bo nie chciał oddać swojego samochodu.

Ktoś tu kogoś szanuje? Nie. Ktoś myśli o zmianach? Absolutnie. Każdy robi co chce? Jak najbardziej.

Można już podjąć to ryzyko i wjechać w miasto swoim samochodem, ale generalnie oczy trza mieć nie tylko z tyłu głowy i jeśli zobaczy się pędzącą z zawrotną szybkością Selekę, trzeba usuwać im się z drogi. Coś im się nie spodoba, gdzieś im zawadzisz, albo po prostu mają zły dzień - może być niewesoło (choćby wybiją ci szybę kolbą karabinu, taka wersja light ich możliwości).

Na trasie, kiedy wracaliśmy już do wioski, czyli mieliśmy do pokonania nasze 160 km, jest kilka barier. Na większości z nich, maksymalnie się ociągając, podejdzie w końcu jakiś rebeliant i raczy cię puścić za jakiś „datek” na kawę. Jest jednak jedno miejsce, gdzie tak przyjemnie nie jest. Podchodzi gość, który od początku chce ci pokazać, że ma cię gdzieś, że to on tutaj rządzi. Walnie jakąś cenę (dla nas było to 5.000 fr, gdzie normalnie zadowalają się 500 fr!) i inaczej cię nie puści. I koniec. Udało nam się zjechać do 2.000 fr, co nie zmienia faktu, że musisz zdać się na łaskę, a raczej niełaskę gburowatego, często naćpanego, faceta z karabinem. I nie wiesz, nie jesteś w stanie przewidzieć, co się może wydarzyć.

Czekamy. Czekamy na rozwój wydarzeń. Miejmy nadzieję, że na lepsze. Trzeba mieć wiarę. Trzeba mieć nadzieję, bo co innego pozostaje?

„Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.”
JP II

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.