Tak
jak pisałam, Zuzia dotarła do Bangui i... się tam zasiedziała.
Walki nadal trwały i trwają, w różnych rejonach miasta. Busy nie
jeździły, więc nikt nie miał pojęcia czy da się w ogóle
dojechać do naszej wsi. Problem był nawet z kupnem chleba, choć do
tej pory był dostępny na każdym rogu.
Czekali
więc - Papa, ona i Paweł na polepszenie sytuacji. W międzyczasie
rebelia prócz licznych miejscowych, zebrała także żniwo wśród
francuskich żołnierzy.
Rozmawiałam
dziś rano z Papą przez telefon. W końcu wyjechali ze stolicy i
udało im się na szczęście bez większych problemów dojechać na
wieś. Bardzo się tego bałam, ale dzięki Bogu dali radę.
Wszyscy
trąbią, bo to przecież medialne (europejscy żołnierze giną), że
w RŚA trwa wojna religijna. Wojna religijna też przecież jest
medialna. To nie do końca tak. Aż tak źle nie jest. Wprawdzie tak,
to fakt, wiele jest ataków na muzułmanów, ale nikt ich tam nie
wyżyna w imię Chrystusa. Ataki na muzułmanów trwają, bo
wcześniej to oni wiele złego miejscowym różnych wyznań uczynili
(co już opisywaliśmy).
Póki
co mam tyle, jakże zdawkowych informacji. Mam nadzieję, że już
niedługo do wsi wróci internet, że kontakt się odnowi, że
będziemy mogli na bieżąco dowiadywać się jak sobie radzą.
Módlmy
się, proszę Was, módlmy się za nich codziennie. Może nie czujemy
efektów modlitwy, może ich nie widzimy, tu, stąd, ale ja tam byłam
i ja widziałam i czułam. Cuda zdarzają się codziennie. Ile z nich
udało nam się wymodlić?
Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.