27.08.2013, Opowieści z krainy Seleki

Poranna wizyta trwała do 9:00 – to znak, że szpital się zapełnia. Mamy ponad 30 pacjentów, większość to zaniedbane, często skrajne zagłodzone dzieci. Co drugie na dzień dobry wymagało transfuzji. Jedne po kilku dniach zaczynają zbierać się do życia, z innymi rodzice przychodzą zbyt późno. Na sali intensywnego nadzoru leży 45-latek po operacji przepukliny. Szybko zdecydowaliśmy się na zabieg, bo jego życie było zagrożone. Już jest dobrze. Za kilka dni wyjdzie do domu.

Po wizycie Ela zaczyna rejestrować nowych pacjentów, a ja czasem pomagam jej przygotowywać leki. Dzień w dzień to samo.

Nie dziś.

Tak jak można było się spodziewać, rebelianci też ludzie i chorować muszą. A gdzie się leczą chorzy ludzie? W szpitalu właśnie. Zapraszamy więc w nasz urozmaicony od dziś świat.

Przyszło dwóch. Środkowoafrykańczyk był w pełnym umundurowaniu (bez broni), a Czadyjczyk w cywilu. Ten pierwszy uprzejmy, ten drugi gbur. Ten pierwszy miał ze sobą 1000 fr, ten drugi nie miał nic, bo niby po co?

Nasz chirurg dał radę i ich skonsultował, pielęgniarze dali radę i zrobili im zastrzyki. Za leki wyszło oczywiście więcej niż 1000 fr, ale co było robić? Nie dasz im? Nie wiesz jakie to może mieć konsekwencje. Przecież nie narazisz życia dla kilku papierków.

Także zadowoleni panowie wrócili do swojej bazy z kompletnym leczeniem. Nie omieszkają pewnie przekazać kamratom, że jak chcesz, dostaniesz w tym szpitalu leki za darmo.



Wstajesz rano, jesz śniadanie, idziesz do pracy, rozrabiasz syropek dla swoich małych pacjentów, a tu wchodzi rebeliant. Ot, taki zwykły dzień w krainie Seleki.




Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.

2 komentarze:

  1. Napisz co tam u Was się dzieje. Niektórzy się martwią...

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba było zabić drgania.

    OdpowiedzUsuń