30.06.2013, zmiany na gorsze

W ubiegły piątek w Bangui krwawa jatka. Kilka dni wcześniej został porwany student szkoły prawniczej. Znaleziono ciało. Ludzie znów nie wytrzymali. Zablokowali ulice w jednej z dzielnic, palili opony. W ramach opanowywania sytuacji przyjechała Seleka i co nas już zupełnie nie dziwi – otworzyła ogień. Mówi się o 6 zabitych i 25 rannych. Walki trwały od popołudnia do późnej nocy.

W konsekwencji bariery wjazdowe do miasta zostały zablokowane. Nie ma możliwości ani wjazdu do ani wyjazdu ze stolicy. Od strony północno-zachodniej pojawiły się czołgi. Wszędzie stoi ciężki sprzęt.

Oczywiście w ramach wykorzystywania sytuacji został ograbiony Czerwony Krzyż, centrum młodzieżowe straciło komputery, a kościół protestancki zubożał o bibliotekę.

Nasilające się wciąż i wciąż bezprawie coraz bardziej przeraża. Już trzech ministrów obecnego, czyli nowe rządu, zostało napadniętych i okradzionych w biały dzień. Co tam pozycja, co tam pieniądze, o szacunku już nie wspomnę. Nic się nie liczy. Respekt – słowo teraz zupełnie obce.

Inna równie optymistyczna informacja jest taka, że francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych odwołało wszystkich wolontariuszy. Mieli powrócić do kraju w trybie natychmiastowym. Kontrakty zostały rozwiązane.

Liceum Charlesa de Gaulle – szkoła na prawach francuskich, najlepsza i najdroższa w kraju (roczne czesne wynosi 2,5tys. euro, dla porównania w naszej wiejskiej szkole – 5 euro) ewakuowało wszystkich nauczycieli z Francji. Nie będzie naboru na przyszły rok. Zajęcia będą odbywać się tylko w klasach egzaminacyjnych i będę prowadzone jedynie przez środkowoafrykańskich nauczycieli.  

Kierowcy ciężarówek z Kamerunu nie chcą jeździć do RŚA. Mówią o zbyt dużym zagrożeniu, o wyłudzeniach i zastraszeniach na barierach, o obawach, że ten przejazd może być ich ostatnim.

Czy to wszystko nie jest niepokojące? Coraz bardziej niepokojące? Słuchając tego każdego dnia odnosimy wrażenie, że coś znowu się szykuje – kolejne ewakuacje, Seleka panosząca się wszędzie i wciąż, brak jakiejkolwiek poprawy. Dokąd zmierzamy? Dokąd zmierzasz RŚA?

Rebelianci już tyle razy wpadali do nas do wsi, załatwiać swoje i nie tylko swoje sprawy, że już nam to zobojętniało. Ostatnio zawitali jak gdyby nigdy nic w biały dzień do szpitala. Na gadaniu się skończyło. Jednych właśnie po rozmowach zostawiają w spokoju, a innych wywożą do siebie i tam ostatecznie rozwiązują problem. Ot, taka nasza codzienność.

Na dzisiejszym „Anioł Pański” papież Franciszek modlił się za ten kraj. Zachęcał ludzi do trwania w wierze i nadziei. Bo dla Republiki Środkowoafrykańskiej już chyba nic innego nie pozostało...

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim. 

24.06.2013

Dane historyczne. Piękna przeszłość. Na początku rebelii było 5 tys. Selekowców. Ilu jest ich obecnie? Mówi się o 20 tys.! I wszyscy dobrze wiedzą, że wielu z nich to narkomani, bandyci, recydywiści... Przecież skąd ich rekrutowali? Może do nich wstąpić każdy. Każdy. Ile było przypadków wyzwalania całych więzień? Ilu wtedy zasiliło szeregi rebeliantów? W naszej wiosce osobiście zapraszali każdego kto był chętny. A jak nie być chętnym na dorobienie się, na zmianę, w kraju bez perspektyw, bez pracy, bez przyszłości? A ilu jest napływowych z Czadu i Sudanu?

Także te 20 tys. dalej rabuje, gwałci i zabija. Często siebie nawzajem. W stolicy wybuchają bitwy o jedzenie, o pieniądze. Strzelają. Są ofiary. Wciąż nowe ofiary.

Teraz grabić już nie jest łatwo, bo... już nie ma co. Męczą, szukają, może jeszcze gdzieś, jeszcze coś da się dla siebie uszczknąć. Może jeszcze troszeczkę się dorobię. Może jeszcze raz poczuję się wszechmogący.

Ludzie w Banugi bronią się jak mogą. Odbywają się „koncerty na garczki”. Kiedy do kogoś wkrada się złodziej, mieszkańcy domu piorą czymkolwiek w naczynia, alarmując tym samym sąsiadów, którzy dołączają się do koncertu, budząc ostatecznie całą okolicę. Cóż więcej można? Cóż więcej bezbronni ludzie mogą zrobić?

Na ostatnim szczycie zostało podkreślone, że wszyscy są zaniepokojeni sytuacją w kraju, że prezydent musi coś zrobić. No tak. Ale co on bidny może? Gdzie ma ich odesłać? Jak? Przecież tak nie można. Przecież tak się nie da. Dlatego podjął decyzję o wcieleniu ich wszystkich do regularnej, narodowej armii! Tak – tych bandytów, złodziei i całe mnóstwo obywateli Czadu i Sudanu. Czy taka zbieranina czuje się odpowiedzialna za obronę kraju? Czy oni w ogóle czują się odpowiedzialni za cokolwiek?

Co więc zrobi prezydent? Rozparceluje wszystkich żołnierzy regularnej armii po całym kraju. I do nas w końcu trafią. Będą sobie grabić i robić co będzie im się podobać na określonych z góry terenach. Ot, co się zmieni.

Kilka dni temu środkowoafrykańscy biskupi widzieli się z prezydentem. Kazał na siebie czekać kilka godzin. Odczytali list-apel o którym już kiedyś pisałam. Skupili się w dużej mierze nad sytuacją na północy kraju, która została dotknięta najpoważniej. Przypomnieli o spalonych dokumentach, o braku administracji państwowej, o panoszącej się wszędzie Selece - jedynym „wymiarze sprawiedliwości” tamtego rejonu. Jak więc teraz zrobić spis ludności przed wyborami? Wystarczająco dużo już Sudańczyków i Czadyjczyków wkradło się do RŚA. Jak im udowodnić cokolwiek? Wezmą sobie jednego lub drugiego „świadka” i już będą obywatelami tego kraju. Staczamy się coraz bardziej.

I jeszcze jednak kwestia, której ominąć nie można. 20 tys. rebeliantów. 20 tys. umundurowanych i uzbrojonych rebeliantów. Ciągłe strzelaniny. Tak. Ale skąd w tym kraju tyle wyposażenia? Przecież nie otwarto nagle jakichś tajnych sejfów. To wszystko napływa. Skąd? Jak? Jaką drogą? Możliwości są ograniczone. Może drogą powietrzną? Nie zapominajmy, że to francuskie wojska pilnują lotniska. Kto jeszcze macza w tym palce?

Nie wystarczająco jest już zła na świecie?

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.   

17.06.2013, kłamstwo za kłamstwem

Wpisy na blog ucichły. Ktoś dobrze podejrzewał – nawał pracy nas przytłoczył. Kiedy już wydawało mi się, że coś napiszę, zawsze wyskakiwało coś nagłego (czy to cięcie cesarskie o 3:00 nad ranem czy operacja chłopaka przygniecionego drzewem z litrem krwi w brzuchu). Ale dziś w końcu udało się znaleźć czas i co ważniejsze, wyskrobać odrobinę sił.

Chciałam dziś ukazać Republikę Środkowoafrykańską z dwóch perspektyw.


Perspektywa pierwsza – prawdziwa.

Ciągle, wciąż i bez przerwy ze wszystkich stron kraju dochodzą wieści o rannych, zabitych, zgwałconych, o strzelaninach, grabieżach i rozbojach. Seleka bije obywateli. Seleka bije się między sobą.

Prócz Seleki są i inne grupy rebelianckie. Ściągają do kraju jak hieny. Słynny ugandyjski zawodowy rebeliant od dłuższego czasu robi co chce w północno-wschodnich rejonach kraju. Z czego słynny? A no z porwań dzieci i wcielania ich w szeregi dzieci-żołnierzy. Ma się czym chwalić...

Szkoły nie działają od listopada, a już na pewno od stycznia (zależy od rejonu). Nic. Zero. Szkolnictwo nie istnieje. Powinni ogłosić tzw. „biały rok”.


Perspektywa druga – kłamstwo.

Sytuacja w kraju się stabilizuje. Trwa akcja rozbrojeniowa grup odpowiedzialnych za rozboje. Pracownicy CEMAC-u (Wspólnota Ekonomiczna i Monetarna Afryki Centralnej) wracają do Bangui do siedziby organizacji. Szkolnictwo ma się świetnie - odbędą się wszystkie egzaminy, na każdym poziomie, włącznie z maturą, nazywaną w tym roku „krajową”.


I teraz weryfikacja i wyjaśnienie.

Po co to wszystko? Po co ta cała otoczka? Po co te wszystkie wysiłki budowania tej kolorowej rzeczywistości?

Dla kasy. Jak zwykle dla kasy.

Dzięki tym cudownym informacjom o stabilizacji, o progresie, o egzaminach, rozgłoszonych dumnie na kolejnym szczycie CEMAC-u , który odbył się 14-16.06. prezydentowi udało się wydębić bajońską sumę 25 miliardów tutejszych franków, czyli 380 milionów euro!!!!

Na co mają być wydane te pieniądze? No na odbudowę kraju zniszczonego rebelią oczywiście. A na co pójdą? Haha... no domyślcie się sami. Pewnie nie na wypłatę odszkodowań dla obywateli...

Co do szkolnictwa – tak jak pisałam, szkoły nie działają. Żadna mała stópka nie zawitała na lekcje od stycznia co najmniej. I nie zawita jeszcze długo. Egzaminy, owszem, będą, ale przygotowania do nich nie będzie żadnego. Kto będzie chciał to pójdzie, kto nie to nie. Kto to będzie sprawdzał? Dobre pytanie. Czy to się będzie gdziekolwiek kiedykolwiek liczyć? Kolejne pytanie bez odpowiedzi.

A matura? Do tej pory młodzi ludzie zdawali maturę uprawniającą do podjęcia studiów na przykład w sąsiednim, znacznie lepiej rozwiniętym Kamerunie, czyli nauczenia się czegoś na dobrym poziomie. Matura krajowa nie uprawnia ich do niczego. Mogą studiować tylko w Bangui, a tamtejszy jedyny w kraju uniwersytet został doszczętnie splądrowany. Wspaniała perspektywa na rozwój.

Świat wie. Świat wie o tym wszystkim. Przecież na zakończonym wczoraj szczycie byli przedstawiciele i Unii Europejskiej i innych mocarstw. I co? Lepiej sprawę uciszyć. Tak będzie wygodniej. Ile można gadać wciąż to samo. Ile można wałkować jeden i ten sam temat.

A i może jakiś diamencik wpadnie do kieszonki...

Nowy rząd też miał być, ale cośtam się nie podobało i muszą go formować na nowo. Kiedy więc coś się poprawi, ale realnie poprawi? Tu nie ma państwa. Republika Środkowoafrykańska jako państwo nie istnieje.

Dobrą wiadomością, tak na zakończenie, może być pojawienie się dużej ilości wojsk FOMAC-u (czyli przysłanych z CEMAC-u). Ale stacjonują tylko w stolicy. Widać ich tam na każdym kroku. A co z resztą kraju? Byli kiedyś w naszym regionie? A na najmocniej dotkniętej północy? Czy robią coś prócz jeżdżenia po mieście? Czy kiedyś coś zrobią czy mają za zadanie tylko dobrze wyglądać w światowych statystykach?

Czemu znów wszyscy tylko uciszają swoje sumienie zamiast podjąć choćby marną próbę rozwiązania problemu? Problemu którego ofiarą są miliony ludzi? A pośród tych milionów nasza piątka, która na to wszystko patrzy i nie może nic więcej zrobić...

Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.      

7.06.2013, dalsze wieści ze „stabilizacji” w Republice Środkowoafrykańskiej

Kilka dni temu pisałam o wspaniałych rozmowach z rebeliantami u nas we wsi. O „pas de problem”, o dobrej Selece, o rozbrojeniach. No wszystko cacy. Ale...

… w tym samym czasie kiedy u nas wysłuchać można było tych dyplomatycznych wypowiedzi, szpital znajdujący się w naszej diecezji był rabowany. Wyposażenie zostało zniszczone, leki pokradzione, ludzie uciekli. No tak – jeśli miejscowy koordynator ds. bezpieczeństwa był u nas, to jak miał niby pilnować kolegów z branży? Paranoja...

I trzymając się nadal tematu szpitali – szpital wojewódzki, ten, który wielokrotnie był dla nas odciążeniem, działa. To fakt. Ale...

… od rana do wieczora. Wieczorem wszyscy – zarówno personel jak i pacjenci, niezależnie od stanu (niektórzy operowani kilka godzin wcześniej!), zwiewają do domów. Seleka kręci się po mieście. W związku z sukcesem akcji rozbrojeniowej wszyscy nie mogą już mieć broni. Chodzą więc we trzech – jeden ma broń, reszta nie. Jeśli jest w pojedynkę – ma chociaż w rączce granacik. Trzeba im przyznać – to prawdziwy sukces.

My szykujemy się powoli do miesięcznej przerwy technicznej w naszym szpitalu. W tym czasie możemy odsyłać ludzi do tego „dziennego” szpitala, ale...

… musimy im dawać leki. Tamten duży szpital ich nie posiada. To co mieli, zostało skradzione lub zniszczone. Hurtownia, która tam działała, nie ma już racji bytu. Tu nie ma dachu, tam nie ma drzwi. Miasto jest zdewastowane.

W innym mieście koło nas, tam gdzie rebelianci od dawna mają swoją bazę, siedzą i siedzieć będą. Dlaczego? Bo boją się, że po ich wyjeździe dojdzie do ataków na muzułmanów, że ich sytuacja się pogorszy. Ale nie... Seleka podobno po równo broni wszystkich.

„Broni” - tak, dokładnie. Wczoraj przyjechali załatwić stare porachunki. Mieli stłuc jednego chłopaka, bo pomógł uciec kobiecie oskarżonej o czary, dla której w tych warunkach, bez sądu i możliwości obrony byłby to wyrok śmierci. A że go nie znaleźli to stłukli jego kolegę. Teraz tak będzie – bardziej wpływowi będą mówić, że jest taka „potrzeba”, a Seleka będzie wykonywać „usługę”. Tak to właśnie bronią ci wyzwoliciele narodu.

Także kontynuujemy temat. I pewnie tylko takie radosne wieści jak dzisiaj będziemy przekazywać. Bo tylko takie zewsząd do nas dochodzą...



Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.                                       

6.06.2013

Znów przyjechali. Czterech chłopa śpi w komisariacie rzut beretem od nas. Po co? Nie wiadomo. Napiszę więcej jutro.

3.06.2013, „Seleka jest we wsi”

Dzień jak co dzień. Poniedziałek jak poniedziałek – harówa. Pigmej z postrzeloną ręką, przygotowania do operacji, transfuzje, nieprzytomna 30-latka, poród, malaria, pretensjonalni pacjenci, robienie statystyk etc. Po 13:00 jak gdyby nigdy nic wracamy do domu. Na podwórku mijamy się z Papą. „Seleka jest we wsi” - mówi.

Przyjechali dwoma samochodami. Dwa samochody oznaczają w Afryce co najmniej kilkanaście osób. Gadali już z ludźmi w pobliskiej szkole. Ekipa była pełna: przywódca rebeliantów pełniący obecnie funkcję wojewody, mer, vice-mer, władze cywilne z pobliskiego dużego miasta, koordynator ds. bezpieczeństwa na całą prefekturę.  Powiedzieli, że i biali mają się pojawić na rozmowach. Po wyjeździe do Bangui sióstr zakonnych mieszkających obok nas wszyscy biali jacy zostali na ten moment to nasza piątka. Papa powiedział, że nie pójdzie.

Jedliśmy obiad zastanawiając się czego chcą tym razem. Simply poszedł na zwiady. Wrócił po chwili. Gadali to co zwykle – że już dobrze, że nie ma się czego bać, żeby wracać do pracy, wracać do wsi, że oni tu są żeby pilnować porządku i... że chcą się koniecznie spotkać z Papą i Elą. Nie było wyboru. Chcieli przyjść na misję, ale w końcu spotkali się w salce katechetycznej przy kościele (zaraz za bramą misji). My stałyśmy niespokojnie w drzwiach domu odmawiając wspólnie „Pod Twoją obronę”. Kto wie z kim tak naprawdę mamy do czynienia? Czego chcą? Co zrobią?

Nic nie było słychać, ale to też dobry znak – przynajmniej się nie kłócą. Rebelianci byli też w salce bez swoich ulubionych kałachów (mieli tylko (bagatela) granaty). Mówili znów to samo – nie ma się czego bać, oni są dobrzy. Dali nam numer telefonu do dowódcy twierdząc, że wyda nam papier, dzięki któremu wyjazd do stolicy nie powinien być już problemem. Mieli ze sobą ludzi z krajowych stacji radiowych, robili zdjęcia, dopytywali. Urzędnicy państwowi chwalili misję za zaangażowanie w pomoc miejscowej ludności, przedstawiając nas bliżej Selece.  

Ela mówiła im, że w szpitalu leczą się ludzie z całej okolicy, którzy nadal boją się Seleki, więc przychodzą do nas za późno -  w ciężkich stanach, zaawansowanej malarii, z drgawkami, niedożywieni... I w konsekwencji wielokrotnie już z tego nie wychodzą. Statystyki wśród głodnych dzieci nie chcą się zmienić – jedne wychodzą ze szpitala, ale nie ma dnia, by jakich nowy chudzielec się nie pojawił.

Rebelianci znów mówili, że tak, że oni rozumieją, że „pas de problem”. I pojechali.

Czcza gadanina? Znak postępu? Czas pokaże.

Także zdawać by się mogło, że będzie dobrze. Może nawet ten wyjazd do Bangui w jakiejś nie bardzo dalekiej przyszłości będzie realny? Trzeba jednak pamiętać, że jedna zabłąkana kula wystarczy... A rebelianci są na tych wszystkich barierach – oni, ich broń, granaty, narkotyki i alkohol. Ci ludzie często ledwo trzymają się na nogach, tak są „naprani”. W takich przypadkach kula może się zabłąkać częściej niż by się mogło wydawać...

Za oknem zbiera się na burzę, a my znów dziękujemy, że się udało, że wyszliśmy bez szwanku, że nikomu nic się nie stało. Kto wie co by się mogło wydarzyć gdyby nie Wasza modlitwa?



"Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwić"
Jan Paweł II


Publikacja i rozpowszechnianie zawartości niniejszego bloga, są bez uprzedniej pisemnej zgody autora zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim.